Londyńska parada zaprzęgów

Zaczęło się to ponad 100 lat temu, w epoce, w której wszystko zależało od konia lub parowozu. W 1885 roku w Londynie było ponad 60.000 pociągowych koni, cierpiących z przepracowania i zaniedbania. Ci nieliczni, którym los pracujących zwierząt nie był obojętny, postanowili zrobić coś, aby zachęcić ich właścicieli do lepszego dbania o swoje konie. Takie początki miała coroczna parada zaprzęgów w londyńskim Battersea Park. Komisja robiła dokładną inspekcję każdego pojazdu i uprzęży, oceniano też schludny ubiór woźniców a weterynarz badał stan zdrowia i utrzymanie koni. Najlepsze zaprzęgi w swoich kategoriach dostawały nagrody pieniężne.

Przed  “Czarnym Królewiczem”

XiX-wieczna rewolucja przemysłowa, wynalezienie silnika parowego i związana z tym ekspansja kolei, przyczyniła się – paradoksalnie – do rozwoju lokalnego konnego transportu. Gospodarka i handel mogły rozwijać się w fantastycznym tempie, wielkie ilości towarów być przewożone szybko i bezpiecznie na drugi koniec kraju – ale na początku i końcu tej drogi zawsze musial być koń i wóz. Jeden dowoził towar na stację, drugi – odbierał go z pociągu, rozwoził po sklepikch i targowiskach, dostarczał do klientów.

Jednak londyńskie konie pociągowe nie miały łatwego życia. Niezdrowe, zanieczyszczone powietrze niszczyło im płuca, brukowane ulice – nogi. Większość była przepracowana i zaniedbana, źle dopasowana uprząż raniła im skórę lub krępowała ruchy, ich kopyta były rzadko rozczyszczane i kute, ewentualne skaleczenia i choroby nieleczone. W stajniach panowały przeciągi albo wilgoc i stęchlizna, mnożyły się pasożyty i robactwo. Karmienie i czyszczenie pracujących koni pozostawiało często wiele do życzenia. Cóż, dla większości koń był jedynie środkiem transportu, a każdy oszczędzał jak mógł – również na kowalu, weterynarzu i na paszy. Opinia publiczna była w takim samym stopniu nieuświadomiona w kwestii okrucieństwa wobec zwierząt, jak i w kwestii ciężkiej pracy dzieci w kopalniach – większość nie widziała w tym nic nienormalnego. Mimo iż w 1828 roku powstało Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu wobec Zwierząt (Society for the Prevention of Cruelty to Animals), ich wysiłki, przy braku wspomagania ze strony prawnej, były bezowocne jak syzyfowa praca. Osobą która najdobitniej zwróciła uwagę opinii publicznej na cierpienie zwierząt, była Anna Sewell, autorka książki Czarny Królewicz, opublikowanej w 1877r.

Nieprzeciętny handlarz win

Walter Gibley był handlarzem win. Jednak nie jakimś-tam, zwykłym handlarzem: jego firma była największą tego typu na świecie. Na eksporcie wina dorobił się majątku, był też bardzo wpływowym człowiekiem. Każdy go znał. Koniarz-pasjonat, założyciel Shire Horse Society i autor nazwy “shire” na określenie tej pięknej razy pociągowych kolosów, od lat oddany był idei poprawy warunków życia i pracy koni. Z pomocą znanej filantropki, baronowej Burdett-Coutts, oraz dwóch największych wówczas autorytetów w dziedzinie zdrowia koni, profesorów Axe’a i Pritcharda z Królewskiego Związku Weterynaryjnego, uformowano komitet organizacyjny i wiosną 1886 roku wyprawiono pierwszą paradę. Profesor Pritchard osobiście oglądał wszystkie zaprzęgi, dyskwalifikując te, gdzie konie były nieodpowiednio dobrane wielkością do rodzaju zaprzęgu, lub były brudne, zaniedbane, niedożywione czy chore. Każdy woźnica, którego pojazd spełniał wymagane warunki, otrzymywał nagrodę pieniężną. Zadowoleni sędziowie podwajali nawet nagrody dla niektórych, szczegolnie zadbanych, wozów. Wszystkie wydatki pokryte zostały z funduszy pana Gibley i baronowej Burdett-Coutts.

Od tej pory Londynska Parada Zaprzęgów zaczęła zyskiwać na popularności – zarówno wśród uczestników jak i widzów. Dziesięć lat później w paradzie wzięło udział 579 wozów i liczba ta wzrastała nadal z roku na rok. Wkrótce zorganizowano podobną paradę dla lekkich zaprzegów, i w rekordowym roku 1914 w obu paradach wzięło udział łącznie 1790 pojazdów.

Koniec epoki konia?

Jednak z upływem czasu coraz większą część lekkiego transportu przejmowały samochody. Musiano nawet wprowadzić specjalny test dla potencjalnych kierowców, w którym wykazywali się umiejętnością prowadzenia silnikowych pojazdów tak aby nie zagrażać bezpieczeństwu i nie powodować nadmiaru korków na drogach – pierwsze “prawo jazdy”. Na głównych londyńskich ulicach zaczął pojawiać się zakaz wjazdu zaprzęgów konnych. Ilość zgłoszeń do udziału w obu paradach malała z roku na rok. Wkrótce samochody wyparły wozy konne całkowicie i nikt nie musiał się martwić losem pracujących pociagowych koni, bo takowych właściwie nie było.

I wtedy miłośnicy powożenia uświadomili sobie inny problem – niepodtrzymywana, ta umiejętność wkrótce zaniknie. A wraz z nią wiele ras koni.

W 1966 roku połączono obie parady ”lekką” i “ciężką” w jedną całość  – London Harness Horse Parade. Jej ideą jest nadal nagradzanie najlepszych zaprzęgów. Ale obecni uczestnicy to już nie pracujący woźnice, na co dzień rozwożący towar po Londynie. Teraz to głównie pasjonaci powożenia i rekonstrukcji dawnych zaprzęgów. Oprócz inspekcji weterynaryjnej koni, kuców i osłów, komisja ocenia każdy szczegół powozu i zgodność z tradycyjnymi wzorcami. Uczestnicy parady przyjeżdżają na nią często z odległych zakątków kraju, transportując konie i wozy po to, aby przejechać kilka rundek po parku… kompletnie nieracjonalne zachowanie, wydawać by się mogło.

Dlaczego ciągle to robią? Dlaczego wydaja ogromne pieniądze na uczestnictwo w Paradzie, transport, stroje i gadżety, po to by uzystkać w zamian dyplom i czerwoną rozetę?

– To nie jest współzawodnictwo – mówi Linda Warburton, redaktor naczelny magazynu DriveTime (kwartalnik poświęcony powożeniu). Przyjeżdżamy na Paradę żeby spotkać się z innymi, którzy dzielą tę samą pasję. Możemy wtedy pogadać, wymienić doświadczenia, pochwalić się nowymi gadżetami do powozu, zaprezentować swoje zaprzęgi w najlepszym wydaniu.Tu chodzi głównie o tradycje: jeśli nie będziemy podtrzymywać takich tradycji, wkrótce znikną bezpowrotnie. Nie tylko nikt nie będzie już umiał powozić, ale też robić uprzęży czy budować wozów i bryczek. To szansa żeby zarazić pasją nasze dzieci, które uwielbiają te parady – chętnie biorą w nich udział i przy okazji uczą się wszystkiego, a kiedy dorosną, przekażą tę wiedzę swoim dzieciom.

Podtrzymywanie starych, dobrych tradycji… to akutat nam, Brytyjczykom, nieźle wychodzi.

Tekst: Agnieszka Karmolińska, 2013
Publikacja: miesięcznik Koń Polski

[justified_image_grid ng_gallery=59]